Tomasz Kliniewski – „Kuchenne rewolucje”

Wyróżnienie w kategorii proza w II Ogólnopolskim Konkursie Poetycko – Literackim „Lekarze dzieciom”.

„Kuchenne rewolucje”

-Idziemy już mamusiu? -zapytała zniecierpliwiona Natalia.

-Wezmę tylko koszyk i możemy ruszać, nie zapomnij tylko o Puszku. -Pani Wolska popatrzyłaz sympatią w stronę kotka.

Puszek to pupil rodziny, rano często towarzyszy dziewczynce w drodze do szkoły. Jak na kota przystało, kryje w sobie tajemnicę-zdarzają się dni, a nawet tygodnie, kiedy znika bez śladu. Na szczęście zawsze wraca cały, chociaż Natalia twierdzi, że nie do końca, bo „traci swoją bujną, barwną sierść i chęci do zabawy”.

-Kiedy będziemy na miejscu i co to za miejsce? Powiesz mi w końcu? -kopała wsiedzenie samochodu zniecierpliwiona mała pasażerka. Natalia była z natury dość grzeczną, ułożoną, jak na swój wiek, dziewczynką. Jednak, kiedy przychodził czas na niespodziankę, jej dobre maniery zamykały się jak prezent w pudełku, a następnie powracały bardzo szybko w momencie wybuchu radości z jego otwarcia.

-Nie powiem, nawet jednej literki -zapewniła mama.

Dziewczynka posmutniała i nic nie odpowiedziała.

-Chociaż może, jak ją zdradzę -kontynuowała -to przynajmniej pogłowisz się trochę. -utrzymała tajemniczy ton, jednocześnie z trudem powstrzymując się od śmiechu.

Kiedy dotarli na miejsce, dziewczynka wpadła w zakłopotanie. Wzięła Puszka na ręce i zatrzymała się przed otwartą bramą. Zaciekawił ją staro wyglądający napis. Skupiła się przez chwilę i, jak na sześciolatka przystało, zaczęła dzielnie składać literki.

-Zie-lo-ny Ry-nek, jeden, osiem, pięć, zero!?-przeczytała podekscytowana Natalia.-To miejsce, gdzie zakupy robiła twoja babcia i prababcia. Pierwszy raz przyszłam tu z moją mamą, kiedy miałam tyle lat co ty -z sentymentem wspomina pani Wolska.-Super… to w takim razie co tu będziemy kupować ?  -podrapała się po głowie dziewczynka.

Pani Wolska chwyciła Natalię za rękę i przeszły przez otwartą bramę.

-Ale tu dużo ludzii wszędzie te skrzynki. Nie wiedziałam, że można robić zakupy na takich fajnych rynkach -zdziwiła się dziewczynka.

-Natusiu, kiedyś nie było dużych sklepów, zakupy robiło się właśnie w takich miejscach -uśmiechnęła się delikatnie. -Przecież wszędzie są…-nie zdążyła dokończyć Natalia.-Tutaj są produkty zdrowe i najlepszej jakości. -Pani Wolska odwróciła się w stronę najbliższego stoiska.

-Musimy tu kupić bardzo dużo pysznych i zdrowych warzyw na dzisiejszy obiad -popatrzyła na swoją długą listę.

Dziewczynka przez chwilę zastanawiała się, jak to możliwe, że jest jakieś lepsze miejsce niż duży sklep, no i jeszcze na dodatek nie jeździ się tu wózkiem. Jednak z każdym kolejnym krokiem kolory i zapachy zachęcały ją do poznawania tych wszystkich różności.

-Mamusiu dlaczego kupujesz takiego dziwnego ogórka?-zmarszczyła czoło Natalia.

-Ty głuptasie, to nie ogórek -zaśmiała się mama. -To cukinia. Jest bardzo zdrowa. |Zawiera wiele witamin i karoten, zrobimy z niej pyszną zupkę -rozmarzyła się Pani Wolska.

-Ka-ro.. co?-zamyśliła się Natalia.

-Karoten to taki zdrowy składnik. Sprawi, że będziesz mniej chorować -stwierdziła mama.

Dziewczynka z niedowierzaniem spojrzała do koszyka. Nadal nie mogła uwierzyć, że to nie ogórek ityle w niej trudnych słów.

-A te zielone warzywne kulki? -zatrzymała się dziewczynka. -Natusiu, to brukselki-takie bardzo małe kapustki -roześmiała się mama.

-Wiem, wiem, cały czas o tej brukselce mówią w telewizji.-wtrąciła dziewczynka.

-Mówią, ale o Brukseli-to takie miasto w Belgii, właśnie z tego państwa są te warzywa -nie mogła opanować śmiechu mama.

Chodziły od stoiska do stoiska, koszyk zapełniał się coraz bardziej. Dziewczynka z uwagą słuchała  o kolejnych nowościach, jednocześnie robiąc „notatki” w swoim zeszyciku. Były to głównie obrazki z jakimś podpisem. Spodobała jej się ta zabawa-miała już, jak to stwierdziła, cały katalog i będzie mogła w przyszłości napisać taką książkę o warzywach.

-Ładny narysowałam kalafior? -spytała, patrząc dumnie na swój rysunek.

Mama nic nie odpowiedziała, bo nagle Puszek skoczył do skrzynki z „warzywnymi kulkami”. Rzucił się na nie tak, jakby to były kłębki wełny.

-Uciekaj stąd! -wrzasnął zdenerwowany sprzedawca.

Rozległ się głośny trzask i cała zawartość skrzynki rozsypała się.

-Przepraszamy, już zbieramy wszystko po tym rozbójniku i poprosimy o kilogram kulek -powiedziała bez zastanowienia mama Natalii.

-Słucham, co takiego? -zapytał szczerze zdziwiony sprzedawca.

-To przecież brukselki -powiedziała z przekonaniem Natalia.

Mama nie odzywała się już ani słowem. Wręczyła dziesięć złotych, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Zakłopotany nagłym zajściem sprzedawca stał z banknotem i patrzył się na całą rodzinkę jak na kogoś z innej planety.

-Do widzenia. -Zawstydzone odeszły, zapominając o reszcie.

-To była bardzo udana niespodzianka -uśmiechnęła się dziewczynka.

-Ja też się dobrze bawiłam -powiedziała mama, podając jej rękę.

-Teraz to już zawsze będziesz musiała zabierać mnie i Puszka ze sobą -powiedziała Natalia.

-W takim razie mogę liczyć na to, że ładnie zjesz wszystkie warzywa, które przyrządzimy? -przebiegle spytała.

-Wiem, że często zostawiałam je na talerzu, ale niewiele o nich wiedziałam –skwitowała Nataliaz wielką powagą. -Już się z nimi zaprzyjaźniłam…-przetarła oczy zmęczona.

-Chcesz jeszcze coś dodać?-zaciekawiła się mama.-Szybko wracajmy do domu, bo bardzo mi burczy w brzuszku -nasłuchiwała. -Ugotujmy razem coś pysznego-rozmarzyła sięi po chwili zasnęła w samochodowym foteliku.

Kiedy dojechały na miejsce, od razu wzięły się za gotowanie. Pani Wolska z książką kucharską, a Natusia ze swoim mądrym zeszycikiem. -Jaki piękny zapach mają te nasze potrawy-zachwyciła się dziewczynka. -Tatuś nie uwierzy, że ja też je przygotowywałam.

Wtedy do kuchni wszedł Pan Wolski. Na wstępie pozaglądał do wszystkich garnków i nie do końca zadowolony zasiadł do stołu.

-Widzę zmiany w naszej kuchni, mamy jakąś nową pomoc? -powiedział, przytulając się do Natalii.

-Ja jestem kucharką, a nie pomocą-obruszyła się dziewczynka. -Zobaczysz, jak dołączysz do nas, to cię dużo nauczę i też polubisz warzywa.

Tata wpadł w zakłopotanie. Najbardziej lubił jeść, a nie gotować. Na dodatek spożywał tylko potrawy mięsne i zawsze sprytnie unikał tego, co zielone. W ogóle miał, delikatnie mówiąc, trochę za duży brzuszek.

-No proszę tatusiu, będziesz z nami gotował? -nalegała dalej.

Mama, rozbawiona rozmową, podała krem z grillowanej cukinii. Taciewyraźnie zrzedła mina, pomachał trochę łyżką i zatopił swoje myśli w pełnym zielonego kremu talerzu.

-Będzie na drugie coś z mięsem? -z nadzieją spytał Pan Wolski.

-Dzisiaj tylko bakłażan faszerowany kaszą -powiedziała, nabierając kolejną łyżkę. -Najwcześniej za tydzień, bo już wyczerpaliśmy limit dwóch mięsnych potraw. -uśmiechnęła się mama.

-Przechodzimy na zrównoważoną dietę -dodała dziewczynka.

-To ja, dla bilansu, jutro zjem sobie jakiegoś kotleta -negocjował tata.

-Nie, jutro pójdziesz z nami na ten „ Zielony Rynek” i na pewno zmienisz zdanie -przekonywała Natalia.

Pan Wolski, przeżywając szok i wielki głód swoich ulubionych kotletów, zjadał opornie drugie danie. W tym czasie talerze mamy i Natalii były już puste.

-Widzicie,ja już nie jestem niejadkiem. A mówiliście, że chyba nigdy z tego nie wyrosnę -stwierdziła dumnie. -Martwi mnie, czy z tobą  tatusiu da się jeszcze coś zrobić –powiedziała, wręczając mu swój warzywny zeszycik. 

Wszyscy roześmiali się głośno i przytulili do siebie. Pan Wolski jednocześnie bardzo intensywnie myślał o tym wszystkim, co usłyszał. Wiedział, że nadeszła już pora, żeby zmienić swoje niezdrowe przyzwyczajenia. Tym bardziej, że jego kochane dziewczyny bardzo się napracowały.

-No dobrze, postaram się przeczytać do jutra twoje nowe dzieło. -Uśmiechnął się patrząc na pierwszą stronę.

Słysząc te słowa, zadowolona mama i Natusia z radości pocałowały go w policzek.

-Za takie czułości mogę nawet wybrać się z wami na ten „Zielony Rynek” -zagalopował się tata.

Dziewczyny, zadowolone z przemiany swojego ukochanego mężczyzny, podały na deser sernik z dyni.

-O, to jest bardzo dobre –powiedział, kończąc deser, pan Wolski.

-I tak dokładki nie będzie -zaśmiała się mama.

-Słodycze wnadmiarze szkodzą -pouczyła Natalia.-Masz rację -stwierdził ze smutkiem tata.

Mama, po tych wszystkich mądrych słowach swojej kochanej córki, bardzo mocno ją przytuliła i pogłaskała po głowie, mówiąc:

-Natusiu, po raz kolejny dzielnie się spisałaś, tym razem nawet w kuchni. -Pani Wolska wyjęła kolorowy fartuch.

-O, jaki piękny –podziwiała Natalia, przeglądając się w lustrze. -Teraz to ja już mogę do tego programu, gdzie dzieci gotują?! -stwierdziła dumnie i z powagą.

Rodzice nie wiedzieli, co odpowiedzieć na tak odważny pomysł.

-Pomyślimy… Na razie musimy ochłonąć po tych kuchennych rewolucjach…-razem skinęli delikatnie głową, po czym wzięli Natusię za rękę i poszli razem na spacer.