Bogumił Zając – „Czarodziejskie pantofle”

Mała Mela przyglądała się ze smutną miną zza firanki bawiącym się na podwórku dzieciom. Bardzo, ale to bardzo im zazdrościła. Mogły do woli biegać, skakać, grać w piłkę i robić tysiące innych cudownych rzeczy. A ona? Od paru miesięcy nie wyszła z domu, jeśli nie było to absolutnie konieczne, chociaż tatuś, mama, wszystkie ciotki, wujkowie i babcia nieustannie ją do tego namawiali. Mela jednak się zacięła.

Od kiedy parę miesięcy temu potrącił ją motocykl, wszystko w jej życiu się zmieniło. Przeszła kilka operacji, dzięki którym w ogóle mogła chodzić, jednak prawa noga została krótsza. Kiedyś jej pasją był taniec – mamusia najpierw zapisała ją na kurs, potem były nagrody w konkursach i gdy awansowała do szczebla ogólnopolskiego, zdarzył się ten tragiczny wypadek. Teraz tylko powłóczy nogą, ciągnie ją jak coś niechcianego. O tańcu trzeba było zapomnieć, chociaż lekarze przekonywali ją, że nie wszystko stracone. Trzeba tylko czasu i żmudnej rehabilitacji.

Mela początkowo z entuzjazmem wykonywała polecenia fizjoterapeuty, ćwiczyła z zapałem, dzięki czemu osłabione mięśnie wracały do formy. Jednak prawa noga rosła wolniej i była głucha na prośby właścicielki. Ciągle lewa noga wyprzedzała ją o centymetr. Dziewczynka powoli zamykała się w sobie. Pokłóciła się z koleżankami, które starały się ją na powrót wciągnąć w dawne życie towarzyskie. I od pewnego momentu jej świat zamknął się w czterech ścianach pokoju. Opuszczała go tylko w niezbędnych wypadkach.

Kiedy z ukrycia rejestrowała zdarzenia pod blokiem, nagle do pokoju weszła mama.
– Mela! – wykrzyknęła radośnie. – Mam dla ciebie niespodziankę!
– Nie chcę! – Dziewczynka odwróciła głowę. – Nie ma takiej rzeczy, która mnie ucieszy.
– A to się zaraz zdziwisz. – Uśmiechnęła się tajemniczo mama. – Wyobraź sobie, że znalazłam w Internecie czarodzieja. I on… – wyciągnęła zza pazuchy niewielkie pudełko przewiązane wstążką – wykonał dla ciebie to.

Mela, udając brak zainteresowania, powoli wzięła z rąk mamy prezent. W miarę jak rozwijała wstążkę i ściągała kolorowy papier, jej ciekawość rosła. Nie chciała jednak zdradzić, jak bardzo się w istocie cieszy. Wolała udawać bezpowrotnie skrzywdzoną przez los.

W końcu jej oczom ukazały się dwa różowe pantofle z zabawnymi pomponami.
– Co to? – zapytała głupio.
– To są czarodziejskie pantofle. – Mama szybko pomogła córce przymierzyć buty. – Sprawią, że w nich twoje nogi będą równe jak dawniej.
– Mamo, nikt przecież nie wierzy w cza… – Mela nie dokończyła, bo stało się coś niesamowitego. Z gracją i lekkością wykonała parę kroków. To niemożliwe. Spróbowała paru tanecznych wygibasów. Prawa noga, która ostatnimi czasy utrudniała normalne chodzenie, teraz pląsała, jak w czasach przed wypadkiem.
– Mamusiu! Jesteś cudowna! – Dziewczynka uwiesiła się na szyi mamy. Jeszcze chwila, a udusiłaby ją z radości. – Kocham cię, mamo!
– Tylko czar ma jeden feler. Co jakiś czas stopniowo będzie wygasał i wtedy odeślę buty do czarodzieja. Ale potem znowu będą miały magiczną moc.

Od tego dnia Mela odżyła. Po szkole, kiedy tylko odrobiła lekcje, włączała muzykę i z zapałem oddawała się ćwiczeniom. Trenowała sama, korzystając z różnych porad znalezionych przez tatę w Internecie. Niestety, pantofle nie nadawały się do wyjścia poza dom. Dlatego w szkole nadal kuśtykała, no bo jakby to wyglądało gdyby w zimie pojawiła się w puchatych pantoflach z pomponem? Zresztą, rodzice postawili warunek – Mela może chodzić w nich cały czas tylko w mieszkaniu i nie zrezygnuje z wizyt rehabilitanta. Inaczej czar nie zadziała. Trudno, co było robić, Mela musiała na to przystać.

Taniec stał się jej drugim „ja”. Sama czuła, że idzie jej coraz lepiej. W pewnym momencie stało się, jak zapowiedziała mamusia. Czar powoli przestawał działać i prawa, krótsza noga przypominała o sobie. Już trzy razy mama odsyłała buty, ale gdy wracały, ich magiczna moc była pełna.

Pewnego dnia mama i tato przyszli wieczorem do pokoju Meli. Ich miny były nieco zakłopotane, a jednocześnie tajemnicze, a w oczach czaiły się skierki wesołości.
– Melu – mama usiadła na łóżku, a tatuś stanął niczym żołnierz na warcie za jej plecami – zrobiliśmy coś, nie pytając cię o zgodę. Ale mamy nadzieję, że nam to wybaczysz i będziesz zadowolona.

– Tak, mamusiu? – Dziewczynka usiadła zaintrygowana.
– Zapisaliśmy cię na konkurs taneczny. I znaleźliśmy dla ciebie partnera.
– Już omówiliśmy to z jego rodzicami. Będziemy go przywozić i odwozić trzy razy w tygodniu. Macie całe dwa miesiące, aby poćwiczyć razem. – Tato spojrzał z wyczekiwaniem na reakcję córki.
– Ale… jak to? – Przestraszyła się Mela. – Jak ja pójdę na konkurs? Przecież mi nie wolno w tych pantoflach. Poza tym to by wyglądało śmiesznie i niepfo… nieplo… nieprosjonalnie – dokończyła z trudem.
– Nieprofesjonalnie – odruchowo poprawił tata.
– Nic się nie martw. Jeszcze tylko raz oddamy pantofle czarodziejowi, a potem… Melu, czy ty nam wierzysz i ufasz? – Rodzice utkwili wzrok w oczach córki. Ta patrzyła to w oczy mamy, to w oczy taty. I widziała w nich prawdziwą miłość i troskę.
– Tak, wiecie, że tak.
– W takim razie obiecuję, że to załatwimy, pantofle do tańca już czekają. Dostaniesz je na urodziny, tydzień przed konkursem.
– Czy one też będą zaczarowane?

Rodzice popatrzyli na siebie, wahając się przez chwilę nad odpowiedzią.
– Nie. – Tato z uśmiechem pochylił się nad Melą. – Ale o nic się nie martw. Pamiętaj, co nam obiecałaś.

Przez następne dwa miesiące Mela wraz z Bartkiem przetańczyli miliony kroków, i wytupali tysiące ścieżek w specjalnie przygotowanym pokoju. Niepotrzebne sprzęty przeniesiono, żeby pomieszczenie nadawało się do ćwiczeń we dwoje. Bartek okazał się całkiem miły, nawet szarmancki. Najważniejsze, że miał dryg to tańca. Z jednej strony była to ciężka, wyczerpująca praca, z drugiej bardzo przyjemnie spędzany czas. Mela nawet nie wiedziała, jak bardzo stęskniła się za kontaktami z rówieśnikami. W szkole, dotąd nieufna i wycofana, wstydząca się swego kalectwa, powoli odnawiała dawne przyjaźnie.

W końcu nadszedł dzień ósmych urodzin. Najważniejszym prezentem były granatowe pantofle, takie, jakie kiedyś sobie wymarzyła i o których opowiadała mamie.

Przed występem bała się bardzo. Przecież te nowe buciki nie są zaczarowane. To jak ma w nich zatańczyć? Jeśli prawa noga jest krótsza, to zaraz na początku tańca zgubi rytm i tylko naje się wstydu. A przez nią i Bartek, a przecież za nic w świecie nie chciała mu zrobić przykrości.

Przypomniała sobie zapewnienia mamy i taty. Wzięła głęboki wdech i wyszła na parkiet. Niepewnie zrobiła pierwszy krok, potem drugi, trzeci i… dalej porwał ją rytm tańca. Zapomniała, że jej nogi są nierówne, że jej buciki nie są zaczarowane. Po prosu płynęła po parkiecie. Jury zgodnie przyznało im pierwszą nagrodę.

– Mamo, to jak to w końcu jest z tymi pantoflami? – zapytała po odebraniu nagrody i gratulacjach.
– Widzisz, córeczko, one nie były zaczarowane, cała magia tkwi tu – wskazała na głowę Meli. Prawy pantofel miał wszytą nad podeszwą dodatkową wstawkę, co wyrównywało różnicę długości twoich nóg. Doktor zezwolił na to w końcu, ale zalecił, żeby nie korzystać z tego cały czas. Inaczej krótsza noga nie dałaby rady nadgonić prawidłowej. Dlatego tylko w domu zastosowaliśmy tę metodę. Kiedy jednak noga nieco urosła, trzeba było zmniejszyć wstawkę. Za czwartym razem usunięto ją w całości, po prostu przestała być potrzebna. Nie zauważyłaś, że chodzisz już normalnie, nie tylko w „czarodziejskich pantoflach”?

Wtedy Mela pojęła całą magię. I przypomniała sobie, że faktycznie ostatnio nie kuśtykała, tylko w zaaferowaniu tańcem, konkursem i Bartkiem wcale nie zwróciła na to uwagi.
– Mamo, jesteś najlepszą czarodziejką na świecie.