Bogumił Zając – „Żaba i lekarze”

Do szpitala zawitała
żaba, która krostę miała.
Już dopadli ją lekarze:
– Zróbmy coś z tym chorym płazem!

Chirurg na to: – Wycinamy! Diabetolog: – Cukier znamy? Dermatolog: – Obserwujmy. Hematolog: – Szpik nakłujmy.

Internista nie ma zdania:
– Tu potrzebne są badania.
Krew, mocz, ślina, wymaz z ucha, rentgen czaszki, skopia brzucha… Jakie są czerwone krwinki?
Czy to żabia postać świnki?
Jakie tętno i ciśnienie?
Dajcie chociaż prześwietlenie!

Pulmonolog żabę chwali:
– W płucach czysto, bo nie pali. Wirusolog: – Zbyt zielona, więc żółtaczka wykluczona.

Ortopeda i gastrolog, okulista i kardiolog
też nad żabą debatują,
na swój sposób diagnozując.

Już na stół ją położyli,
już kroplówkę podłączyli,
już narkozę prawie dali…
– Czyście wszyscy zwariowali?! Prędzej tu wyzionę ducha,
nim mnie w końcu ktoś wysłucha. Sprawa jest banalnie prosta,
to jest tylko zwykła krosta.
A ja przyszłam w odwiedziny,
bo tu leży ktoś z rodziny.

Zapamiętaj, przyjacielu, doświadczonej żaby słowa:
– Gdzie lekarzy jest zbyt wielu, trzeba zdrowia, by chorować.